Na samym początku chciałam powiedzieć, że nie mam usprawiedliwienia na moją nieobecność. Nie będę pieprzyć wam, że nie miałam czasu bo miałam. Jestem po prostu królową lenistwa -_- Przepraszam.
Pewnie już nikt tego nie czyta ale jeżeli jednak, oto nowy rozdział.
Byłam przerażona, ten typek zaczął do mnie podchodzić a ja byłam w tak wielkim szoku, że nie byłam w stanie się ruszyć. Dopiero gdy zdałam sobie sprawę, że zaraz mogę zginąć natychmiast zaczęłam uciekać w przeciwnym kierunku. Jak możecie się domyślić, napastnik zaczął oczywiście biec za mną.
Wybiegłam z parku i zaczęłam kierować się w stronę mojego mieszkania. Najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że w całym mieście nie było żywej duszy, nikogo.
To niemożliwe. Przecież to Londyn, tu nawet w nocy jest duży ruch a teraz około godziny trzeciej po południu nie ma chodźby jednej osoby ? To niedorzeczne. Tak jakby wszyscy nagle wyparowali.
Biegłam przed siebie ile sił w nogach ale zakapturzony chłopak wciąż mnie doganiał, dystans między nami nie zmniejszył się o milimetr a ja już powoli traciłam siły, jeżeli pójdzie tak dalej...Muszę kogoś znaleźć.
Wbiegłam w wąską uliczkę i przewracałam za sobą wszystko co spotkałam na drodze żeby spowolnić tego typka ale gdy się obróciłam...wszystko było na swoim miejscu. To obłęd. Co tu się dzieję ?
Cała drzę.
Spojrzałam na swoje dłonie i... zamarłam. Są całe pocięte. Potoki szkarłatnej krwi pokrywają moją skórę i spływają na ziemię. Łzy napływają mi do oczu i zaczynam czuć niewyobrażalny ból w głowie.
Upadam. Z trudem obracam głowę by dostrzec napastnika ale nie odnajduje go. Czyżby się poddał ? Nie. Przecież był tak blisko. Znów patrzę na dłonie. Rany stają się coraz głębsze, jest coraz więcej krwi, coraz bardziej boli. Nagle słyszę szum. Woda? Jest coraz głośniejszy. Patrzę w stronę wyjścia z uliczki. Coraz wyraźniej słyszę szumy.
I nagle z zakrętu wypływa ogromna fala... nie wody. Lecz szkarłatnej cieczy ... takiej samej jak na moich rękach. Chcę uciekać ale nie wiedzieć czemu nie mam władzy w nogach. Siedzę i wpatruje się w moją śmierć.
Jest coraz bliżej, bliżej i nagle... znowu jestem w parku. Klęcze a zakapturzony koleś trzyma mnie za fraki. Nie mogę się ruszyć.
Spoglądam na jego twarz ale widzę tylko ciemność. Nagle unosi rękę w której trzyma nóż a raczej sztylet. Na jego nadgarstku zauważam tatuaż... orzeł trzymający w szponach węża.
Zaraz, już go gdzieś widziałam...
To niemożliwe...
Jego ręką mknie w stronę mojej głowy. To mój koniec.
-Stój!!! - Słyszę donośny głos. Mój niedoszły morderca zatrzymał się i odwrócił głowę do tyłu gdzie stał wysoki długo włosy szatyn. Najbardziej w jego wyglądzie nie zaskoczyło mnie to, że miał dziwny strój, jakby szedł na piracką bitwę ani nawet piękny złoty miecz w jego prawej ręce ale jego oczy. Jeszcze nigdy nie widziałam takich oczu. Ich kolor jest niespotykany. Nawet za bardzo nie wiem jak to opisać, są... jasno pomarańczowe ? I tak bardzo wyraziste, że doskonale widzę je nawet z odległości 5 metrów.
-Puść ją. - zarządał przybysz a chłopak się...przestraszył ? Brutalnie rzucił mną o ziemię i ruszył do ucieczki. Dziwno oki chłopak natychmiast wyciągnął zza pasa sztylet i rzucił nim w uciekiniera.
Trafiłby go w głowę gdyby nie to, że tamten w tym momencie rozpłynął się jak cień.
-Nic ci nie jest ? -zapytał "pirat"
-Nie, bardzo dziękuję Ci za pomoc.
-Nie ma za co. - uśmiechnął się radośnie - Nazywam się Narama a ty Nicole tak ?
-Skąd znasz moje imię?
-Zayn mnie po ciebie przysłał. I chyba w bardzo dobrym momencie.
Notka:
Nie mam pojęcia kiedy pojawi się następny rozdział. To w dużej mierze zależy też od was.
*~* wchodzę a tu taka niespodzianka :D <3 OMG dobrze że przyszedł, zayn jak zawsze wyczucie czasu xDD czekam na nn :)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń